sobota, 10 listopada 2012

Welcome to Karabakh



Welcome to Karabakh

            Na największym dworcu autobusowym w Armenii trwa głośna dyskusja taksówkarzy. Chwilę wcześniej zapytaliśmy o kurs do Shushi – miasta leżącego poza granicami Armenii. Miasta odległego od miejsca rozmowy o 316 km. W wyniku narady jeden z taksówkarzy wykonuje telefon. Po kilku minutach na dworcu zjawia się mężczyzna ubrany w czarną, skórzaną kurtkę – szef korporacji. Przez chwilę patrzy badawczo na twarze swoich pracowników. W końcu wskazuje na kierowcę siedmioosobowego Mitsubishi Grandis i wypowiada krótkie: „Ty!”. Teraz pozostaje tylko dogadanie szczegółów: wymienienie się z kierowcą numerami telefonów, ustalenie szczegółów trasy, ceny. W końcu danie słowa, że żadna ze stron nie ustąpi od dokonanej „na gębę” umowy.

            Dzień wcześniej złożyliśmy wnioski wizowe w ambasadzie Republiki Górskiego Karabachu. W biurze byliśmy na kilka minut przed zamknięciem. W głosie młodych urzędniczek rozczarowanie. Ciche pytanie po angielsku: „Czemu przyszliście tak późno?”. Ale taki był tylko początek. Nasza sprawa została załatwiona profesjonalnie i uprzejmie - wizy do odbioru następnego dnia po południu. Ale że następnego dnia mieliśmy jechać do Eczmiadzyna, postanowiliśmy, że do ambasady pojedziemy tuż przed wyruszeniem do Karabachu.

            W środę 08.08.2012 r. o godzinie 10:00 (UTC +5) ściskamy dłoń Asenowi – niezbyt wyględnemu facetowi po pięćdziesiątce. Raczej zabijace, niż taksówkarzowi. Od tej chwili, przez najbliższe kilka godzin, nasz los będzie spoczywał w jego rękach. Japońskie Mitsubishi Grandis (kierownica po prawej stronie!) to spory samochód – 7 osób podróżuje nim komfortowo. Nas jest szóstka. Ale są też plecaki. Po sprawdzeniu kilku konfiguracji, w końcu znajdujemy najlepszą i upychamy się do środka. Pierwszy przystanek już po dwudziestu minutach. Dwie osoby odbierają wizy z ambasady, reszta rozprostowuje kości.

            Do Karabachu jedziemy drogą M-2 (Erywań – Goris) a dalej M-12 (Goris – Stepanakert). Na Równinie Ararackiej rozgrzane powietrze tańczy nad spaloną ziemią. Jest 36° C. Kiedy jednak wjeżdżamy w góry i na pustych serpentynach bierzemy zakręt za zakrętem, wszystko się zmienia. Pokładowy termometr wskazuje nawet 23° C!

            Do granicy Armenii i Republiki Górskiego Karabachu dojeżdżamy o 16. Kontrola graniczna trwa zaledwie kilka minut. Nazwiska w paszportach zgadzają się z tymi na wizach. Można jechać dalej. Chwilę później dostajemy SMSy od operatorów naszych sieci komórkowych: witaj w Azerbejdżanie...

            ***

            Republika Górskiego Karabachu to maleńkie państwo zagubione wśród dzikich i niedostępnych gór Małego Kaukazu. De jure jest częścią Azerbejdżanu, de facto Azerowie nie mają nad tymi terenami żadnej kontroli. Granicę wyznacza linia frontu, ustalona w wyniku działań wojennych sprzed 18 lat.

            Historia Karabachu jest długa i pełna tajemnic. Według legendy było to jedno z pierwszych miejsc jakie zasiedlili potomkowie Noego. Dowodów, że było inaczej – brak; dane historyczne są bardzo skąpe. Ormianie wskazują, że na ziemiach tych kwitła w eneolicie i wczesnej epoce brązu kultura kuro-arakska. Kura i Araks, to dwie wielkie kaukaskie rzeki. Nazwa drugiej z nich ma się podobno wywodzić od Arasta, wnuka Haika (praprawnuka Noego), który jest mitycznym założycielem narodu Ormiańskiego. Naukowcy nie pozwalają sobie na tak śmiałe twierdzenia. Pośród wielu hipotez najpopularniejsza z nich głosi, że współcześni Ormianie są mieszanką wielu ludów, w większości nie-indoeuropejskich, z indoeuropejskimi Armenami, od których przejęli język.
                         
            Dzieje Armenii pełne są subtelnych przejść, pozornie niewinnych utożsamień. Elementy mityczne nieraz wspierają tam trzeźwy historyczny wywód. Często trudno zrozumieć te zależności. Dokąd właściwie dziś jedziemy? Do Karabachu, do Górskiego Karabachu, do Republiki Górskiego Karabachu, a może do Arcachu, jak określa się te tereny w Armenii? Okazuje się, że każda z tych nazw znaczy co innego, odnosi się do innych wydarzeń historycznych i innych terytoriów...